Superściek klasycznie

Jak już zapewne wiecie – 12 stycznia, wraz z Tomem Ballardem i Andrzejem Marciszem, przeszliśmy Superściek klasycznie. Dopiero teraz mam chwilę czasu, żeby to przejście opisać, więc zapraszam do lektury!

Superściek w dobrych warunkach

Na wiosnę 2011 roku, po przełomowym dla mnie sezonie zimowym, zaczął kiełkować w mojej głowie pomysł zrobienia jakiejś w miarę trudnej, mikstowej drogi w Tatrach. Jako, że jestem wielkim fanem wspinania lodowego, moja uwaga została szybko skierowana na problem Superścieku. Po krótkim poszukiwaniu informacji doznałem konsternacji – tak oczywista linia, którą widać z werandy w Moku, bez przejścia klasycznego? Ostatnie przejście hakowe prawie 20 lat wcześniej? To są jakieś jaja! Problemem było znalezienie sensownego partnera, który z uśmiechem na ustach by tam ze mną poszedł, a w perspektywie odwisiał swoje i pomógł w przygotowaniu drogi.

Andrzej na podejściu

W listopadzie 2012 roku, w trakcie przedsezonowego rozwspinania na Zakrzówku, doznałem olśnienia. W zasadzie ciężko go było nie zauważyć, bo było ode mnie o głowę wyższe, ubrane w kolorowe rzeczy i miało na imię Andrzej. Po krótkiej rozmowie zaproponowałem, że może by jakiś wyjazd w Alpy, bo mam drogę w planach, a partnera brak (w efekcie padł Almendudler), a i na Superściek warto by się przejść i go odczarować. Andrzej potwierdził moje domysły, że jeśli ma to puścić klasycznie, to trzeba się liczyć z wymianą asekuracji i odgruzowaniem skalnych wyciągów.

Krzywdzior i Dzwon

Podczas pierwszego wyjścia w 2013 roku, spotkaliśmy zakopiański zespół w składzie: Jacek Jania, Jan Muskat i Krzysztof Korn, który próbował drogę przejść hakowo i w trakcie tejże próby wymienił stanowisko pod Portalem na nowe (dzięki!). Po krótkim rekonesansie okazało się, że kluczowe trudności mikstowe będzie stanowił właśnie Portal, a lodowe – wyciąg nad Dzwonem. Dzwon natomiast będzie wymagał najwięcej pracy, ze względu na duże pokłady kruchej skały w skali mikro i makro. W trakcie kolejnych wyjść udało nam się wyczyścić Portal z kruszyzny na wyjściu i podmienić dwa stare nity na porządną kotwę ze stali nierdzewnej. Płyta nad Portalem zaskoczyła nas w sensie negatywnym – stare poręczówki i ogromne ilości zgniłych haków, a stanowisko pod Dzwonem zasłużyło na memento w postaci fotografii. Dzwon doczekał się wymiany haków, jednej kotwy na nową (ze stali nierdzewnej) i solidnego wyczyszczenia. Niestety nie udało się usunąć dość sporego „wampira”, który tam dalej czyha na swojego oblubieńca (lub oblubienicę). Nad Dzwonem znaleźliśmy starego nita, prawdopodobnie stanowiskowego, ale położonego w bardzo niefortunnym miejscu. Został przeniesiony wyżej i na tym zostały zakończone prace. W tym miejscu pragnę podziękować Maćkowi Krzywdzie, który jako drugi nieszczęśnik – obok Andrzeja – miał możliwość solidnego przemarznięcia w pięknym sąsiedztwie Czarnego Stawu.

Stanowisko pod Dzwonem

W trakcie tych kilku lat warunki lodowe nad Dzwonem rokowały na możliwość przejścia klasycznego tylko przez krótką chwilę w grudniu 2015 roku. Niestety, tak szybko jak się pojawiły, przyszedł Halny z temperaturą +10 stopni w Moku i moja cierpliwość znów została wystawiona na ciężką próbę.

Jesień i początek zimy 2017/2018 obfitowały w opady i temperaturę dobrą do formowania się lodu, więc wskaźnik, odpowiadający w mojej głowie za Superściek, znów zaczął znów wskazywać „the game is on”. Pierwsze wyjście z Maćkiem i Andrzejem w grudniu 2017 zakończyło się urwaniem kluczowej klamy na wyjściu z Portalu i wymyślaniem sekwencji na nowo.

Widok z Dzwonu na dół drogi

Rzeczone przejście Superścieku w styczniu wyszło dość przypadkowo. Umówiłem się z Tomem na wspinanie w Alpach, ale plany pokrzyżował wiejący od kilku tygodni Foehn, który roztopił wszystkie nasze cele. Na nazwę „Super Sewage” Tom zrobił dość (nie)szczególną minę, ale szybko uznaliśmy, że to fajny plan. Miło jest, gdy dobra historia zaczyna się i kończy w tym samym składzie (wyobrażacie sobie np. zakończenie Władcy Pierścieni bez któregoś z hobbitów? Nieakceptowalne!), więc zadzwoniłem do Maćka i Andrzeja z pytaniem o możliwości czasowe. Niestety Maciek miał słynne „robótki”, ale za to Andrzej dysponował wolnym czasem. W takim oto składzie przejście stało się faktem, ale z duchową obecnością i wsparciem Krzywdziora.

Krzywdzior na startowym lodzie

Krótki opis wyciągów:

  1. Lodospad pod Portalem – około 50-60 metrów połogiego lodu, o wybornej asekuracji i komfortowym stanowisku (2 kotwy 10mm ze stali nierdzewnej z łańcuchem). Prowadził Andrzej.
  2. Portal – najtrudniejszy wyciąg mikstowy drogi. Kilka ruchów w pionie, kilka w poziomie i wyjście do zacięcia. W razie odpadnięcia na wyjściu istnieje ryzyko przeciorania liny po krawędzi okapu. 4 haki, przelotka, kotwa mechaniczna 10mm ze stali nierdzewnej. Stanowisko z dobrego haka typu V i jakiegoś syfa powyżej. Prowadzenie moje.
  3. Płyta nad Portalem – w dobrych warunkach lodowych to kilkadziesiąt metrów urokliwego wspinania po lodowej polewce, która wymaga asekuracji z krótkich śrub lodowych. Stanowisko pod Dzwonem wygląda mniej więcej tak, jak na załączonym zdjęciu. Prowadził Tom.
  4. Dzwon – drugi wyciąg mikstowy, który zapewnia trudności wspinaczkowe. Ze względu na charakter wymaga dwutorowego prowadzenia liny. Bardzo klawe wspinanie w zacięciu, które doprowadza do przerysy i dalej do wiszącego lodu. Kilka haków, przelotka i kotwa mechaniczna 10mm ze stali nierdzewnej. Stanowisko to kotwa mechaniczna 10mm ze stali nierdzewnej, „coś” i śruba w lodzie. Prowadził Tom.
  5. Lód nad Dzwonem – najbardziej efemeryczny wyciąg na drodze i jednocześnie trudności lodowe! Kilkadziesiąt metrów spionowanego lodu, w pięknych okolicznościach przyrody! Stanowisko z haka i śruby lodowej. Prowadzenie moje.
Tom po przejściu Dzwonu

 

Droga jest przygotowana do klasycznego wspinania – myśmy używali zestawu camów od .3 do 3 włącznie oraz 10 śrub lodowych (2x 10cm, 6x 12cm i 2x 16cm). Zagrożenia obiektywne? Lawiny z Sanktuarki, która jest niebezpieczna bez względu na stopień zagrożenia lawinowego.

Pojawiło się dużo pytań o trudności drogi i jej klasę w porównaniu do podobnych dróg w Alpach. Czy Superściek jest ekstremą z europejskiego topu, a jego przejście spektakularnym wyczynem? Niestety nie. Drogi o podobnych trudnościach powstawały w Alpach już pod koniec lat 90′, a przytoczony powyżej Almendudler jest wyzwaniem z poziomu o dwie półki wyżej. Jaki jest więc Superściek? Na ścianach typu Gramusat lub Breitwangfluh mógłby z powodzeniem konkurować z innymi drogami urodą, a przy lepszej asekuracji stałby się klasykiem z katalogu „must-do”. Średnio wytrenowany zawodnik o odpowiedniej psyche, który sprawnie porusza się w terenie M10 i M11 bez większych problemów sobie z nią poradzi. Tom pociągnięty za język skomplementował urodę drogi i wygłosił opinię, że przy lepszej asekuracji ma wszelkie predyspozycje do stania się miejscowym klasykiem.

Oczywiście zapraszam do szybkich powtórzeń! Po pierwsze z powodu bardzo dobrych warunków na drodze, a po drugie z powodu asekuracji ze „świeżych” haków, które niestety za kilka lat będą wymagały wymiany. W tym miejscu pragniemy z Tomem zachęcić do przemyślenia kwestii zasad asekuracji w tej części Galaktyki.

W związku z ogromną liczbą kontrowersji, zasłyszanych i powtarzanych głupot pozwolę sobie na napisanie osobnego tekstu, w jedynym odpowiednim dla tego miejscu, czyli blogu sammute.blogspot.com. Stay calm!

Bardzo dziękuję niezawodnej Kuźni Szpeju za wsparcie!